wtorek, 16 kwietnia 2024

Warmia. Frombork, pozostałe zabytki.


Tym postem chciałabym zakończyć temat Fromborka i jego zabytków, choć nie wykluczone, że wrócę do niego w przyszłości, ponieważ jest tam  parę rzeczy, których nie widziałam albo widziałam zbyt pobieżnie, żeby o nich napisać. Mam taki plan, żeby odwiedzić to miasteczko po raz kolejny; jeśli skończą się moje problemy zdrowotne, być może uda mi się to jeszcze tej jesieni...

Ponieważ pisząc o katedrze pominęłam kaplicę Szembeka, tym razem chciałabym zacząć właśnie od niej, żeby zakończyć moją relację ze Wzgórza Katedralnego. Kaplica (poza gotycką kaplicą św. Jerzego) jest jedyną przybudówką do korpusu katedry; przy tym zdecydowanie wyróżnia się stylistycznie swoją barokową bryłą w kolorze różowym z białymi pilastrami i kopułą pokrytą blachą. Wzniesiono ją w latach 1732-35 pod wezwaniem Zbawiciela i św. Teodora z Amazji, jednak potocznie nazywa się ją kaplicą Szembeka, od nazwiska biskupa, który ją ufundował. Kaplica jest jednocześnie okazałym nagrobkiem swego donatora, gdyż został on pogrzebany w jej podziemnej krypcie a w późniejszym czasie obok niego spoczęło również kilku jego następców.



Choć wzniesiona w tym samym czasie co większość ołtarzy katedry, wyróżnia się nie tylko rozmiarami i bogatą ornamentyką, ale przede wszystkim tym, że w jej ołtarzu umieszczono liczne skrzynki z relikwiami świętych. Wbudowano je w nastawę ołtarzową a także w mensę, na niej umieszczono jeszcze jeden wielki relikwiarz w kształcie trumny. Wszystkie relikwiarze wykonał  olsztyński złotnik Jan Krzysztof Giese ze srebrnej blachy ozdobionej misternymi ornamentami a ponieważ są przeszklone, więc można zobaczyć szczątki, które w nich umieszczono.
Ołtarz podobnie jak cała kaplica jest datowany na pierwszą połowę XVIII wieku, z tego samego okresu pochodzi umieszczony w nim obraz, przedstawiający Chrystusa Zwycięskiego w otoczeniu świętych. Co dziwne, brakuje danych co do jego twórców, choć znane są nazwiska innych artystów i rzemieślników,  pracujących  na zamówienie biskupa Szembeka, jak choćby warmińskiego malarza Rogawskiego, który namalował piękny, iluzjonistyczny portal oraz Jana i Krzysztofa Schwartzów z Reszla, wykonawców przepięknej kutej kraty zamykającej wejście  (pomalował ją również Rogawski). Wiadomo też, że polichromie wewnątrz kaplicy, w tym owalne portrety świętych, których relikwie złożono w ołtarzu, są dziełem Macieja Meyera z Lidzbarka Warmińskiego. Mając to na względzie, naprawdę może dziwić fakt, że o twórcach ołtarza nie wiemy absolutnie nic...




Na Wzgórzu Katedralnym znajduje się również Muzeum Mikołaja Kopernika, które ma swoją siedzibę w dawnym pałacu biskupim. Pierwotny budynek wzniesiono w XIV wieku, następnie przebudowano go w okresie baroku, jednak podobnie jak wieża Radziejowskiego został on  spalony w 1945 roku. Odbudowany w okresie powojennym, w roku 1972 został zaadaptowany na potrzeby wciąż rosnących zbiorów Muzeum Mikołaja Kopernika, natomiast w dawnych salach muzealnych, czyli domu kustosza i budynku kurii, znalazła swe miejsce biblioteka naukowa z bogatymi zbiorami starodruków i inkunabułów. Obecnie w muzeum można oglądać wystawę stałą związaną z życiem i działalnością astronoma, między innymi kopię znanego obrazu Matejki namalowaną przez Annę Szymborską a także płytę z brązu z wizerunkiem uczonego, pochodzącą z jego pomnika, jaki wzniesiono we Fromborku w 1909 roku. Oprócz tego w tej części ekspozycji są liczne plansze informacyjne z notami biograficznymi i kalendarium prac wielkiego uczonego. Z innych ciekawostek można tu zobaczyć starodruki  - wydania prac Kopernika z XVI i XVII wieku 
a także repliki przyrządów, jakich używał oraz wyposażenie gabinetu renesansowego uczonego, pochodzące z czasów współczesnych astronomowi.





Kiedy zwiedzałyśmy muzeum była tam właśnie wystawa czasowa, na której prezentowano precjoza ze zborów Archidiecezji. Był to wspaniały zbiór naczyń liturgicznych, monstrancji, lichtarzy, krzyży i wotów, wykonanych ze srebra i złota. Artyzm tych przedmiotów jest naprawdę trudny do opisania a ilość miniaturowych elementów może  przyprawić o zawrót głowy, Oprócz tego mogłyśmy też zobaczyć ekspozycję  zabytkowych witraży, których fragmenty odzyskano po wojennych zniszczeniach katedry i po przeprowadzeniu prac konserwatorskich pięknie zaprezentowano w muzealnych salach.



Innym fromborskim zabytkiem, który bez wątpienia warto zobaczyć, jest szpital św. Ducha wraz z należącą do niego kaplicą św. Anny. Choć ze względu na wielkość i przeznaczenie nie może konkurować ze wspaniałościami katedry, stanowi on bardzo ważny przyczynek do poznania historii szpitalnictwa a oprócz tego, jest jedynym tego rodzaju zabytkiem w Polsce, który zachował się do naszych czasów w stanie niemal nie zmienionym od chwili swego powstania.























Należy pamiętać, że czasach średniowiecza szpital był nie tylko miejscem, w którym leczono ludzi, lecz również przytułkiem, gdzie mogli znaleźć schronienie starcy lub kaleki a także sieroty; osoby z jakichś względów niezdolne do samodzielnej egzystencji, nie posiadające wsparcia w rodzinie. Zwykle takie instytucje powstawały z inicjatywy władz kościelnych a bezpośrednią opiekę nad pensjonariuszami sprawowali zakonnicy, czasem wspierani przez świecką służbę. Fromborski szpital powstał w latach 20-30 XV wieku, dzięki staraniom proboszcza kapituły kanonika Arnolda von Dattelna. W tym czasie w pewnej odległości od siebie wzniesiono dwa skrajne, ceglane budynki, czyli kaplicę św. Anny i tzw. dom gotycki, które następnie połączono w jedną całość długą halą zbudowaną metodą szachulcową. Kaplica pełniła funkcję sakralną, natomiast w domku znajdowały się pomieszczenia gospodarcze, kuchnia, jadalnia, łaźnia z ogrzewającymi ją piecami typu hipokaustum w części piwnicznej oraz małe mieszkanie, natomiast obszerny halowy łącznik był przeznaczony dla pacjentów i podopiecznych. Na początku XVI wieku, za rządów biskupa Watzenrode szpital poddano modernizacji; szachulcowe ściany zastąpiono ceglanymi a nieco późnej słomiany dach zamieniono na ceramiczny. W tym stanie szpital przetrwał do lat 80-tych XVII wieku, kiedy poddano go ponownej modernizacji. Pieniądze na ten cel pochodziły ze składek i donacji kanoników katedry a przedsięwzięciem kierował kanonik Ludwik Demuth, który również przeznaczył na ten cel znaczne środki finansowe. Podczas prac zlikwidowano łaźnię a w jej miejscu powstała lecznica, natomiast główne pomieszczenie podzielono za pomocą ścian działowych na trzy nawy. W nawach bocznych utworzono po sześć cel z każdej strony z przeznaczeniem dla stałych podopiecznych, podczas gdy główna, centralna sala służyła chorym. Do ogrzewania całości wymurowano piece opalane z głównej sali a nieopodal lecznicy dobudowano latrynę. W tym stanie budynek przetrwał aż do lat 30 XX wieku, w tym czasie w szpitalu założono centralne ogrzewanie i odnowiono jadalnię. Oprócz tego przeprowadzono prace konserwatorskie, podczas których w kaplicy św. Anny odkryto cenne gotyckie malowidła naścienne, przedstawiające Sąd Ostateczny. Brakuje dokumentów, które by mówiły cokolwiek o ich twórcy, jednak powstała pewna ciekawa teoria na ten temat. 



Ponieważ są one jedyne w swoim rodzaju a poza tym brak jest doniesień o bytności we Fromborku jakiegokolwiek malarza, jeszcze przed wojną przypisano je pisarzowi miejskiemu Krzysztofowi Blumenrothowi, który w  swych pismach umieszczał podobne miniaturowe rysunki w  kolorach niebieskim, zielonym i czarnym. W tym samym czasie kiedy wznoszono kaplicę, Blumenroth przepisał dla kanonika Salendorfa Biblię (zrabowaną przez Szwedów) i ozdobił ją w ten sam sposób, więc wysnuto wniosek, że prawdopodobnie wykonał także malowidła w kaplicy. Choć nie jest to sztuka najwyższych lotów, to trzeba przyznać, że widać w tym dużo naiwnego wdzięku a roślinne motywy są  ładnie rozplanowane.
Szpital ucierpiał w czasie II Wojny Światowej, na szczęście po jej zakończeniu  dość szybko wykonano prace zabezpieczające, co zapobiegło jego dalszej dewastacji. Dopiero w latach 1977-1990 przeprowadzono gruntowne prace konserwatorskie, co pozwoliło na udostępnienie szpitala zwiedzającym. Obecnie znajduje się tam stała wystawa z zakresu historii medycyny z eksponatami ze zbiorów Muzeum Mikołaja Kopernika a poza tym są organizowane wystawy czasowe swą tematyką nawiązujące do tego miejsca. Trzeba tu oddać sprawiedliwość osobom zajmującym się przygotowaniem wystawy, która w tym niełatwym wnętrzu jest bardzo pięknie zaaranżowana a to sprawia, że można w pełni podziwiać urodę jej wszystkich elementów.



Kiedy tam byłyśmy miała miejsce wystawa czasowa 'Dębowa kamizelka/ skrzynka/drewniana jesionka. Trumna jako ostatnie mieszkanie zmarłego, znak odejścia i przejścia w zaświaty". Pokazywano na niej przedmioty związane z tradycją pogrzebową, mary, katafalki, chorągwie, rzeźby okolicznościowe oraz paradne, egzekwialne trumny, symbolicznie wystawiane podczas okolicznościowych mszy żałobnych. Bardzo ciekawym eksponatem była półka projektu Williama Warrena, nowoczesny regał wykonany z drewna wysokiej jakości, któremu artysta dał  tytuł "Półki dla życia". To designerski przedmiot, który może pełnić rolę poręcznego mebla a po śmierci właściciela zmienić się w skromną, lecz elegancką trumnę. Przyznam, że pomysł sam w sobie jest  nie tylko innowacyjny, ale ma też głęboki wydźwięk filozoficzny, niczym swoiste memento mori.
Niegdyś koło szpitala znajdował się cmentarz, współcześnie w tym miejscu założono  tarasowy ogród z ziołami, roślinami ozdobnymi i leczniczymi. Dodam jeszcze, że pierwotnie szpital miał na dachu dwie sygnaturki, do naszych czasów dotrwała jedna z nich, natomiast na pozostałościach drugiej bociany uwiły sobie okazałe gniazdo. 
Tu jeszcze raz sięgnę pamięcią do czasów, kiedy byłam tam jako dziecko i młoda osoba; pamiętam wąską brukowaną uliczkę i smętne małe domki ze spłachetkami ziemi na przedogródek, ogrodzone krzywymi płotkami. Szpital św. Ducha, dziś wyglądający tak atrakcyjnie  z otynkowaną na biało fasadą i również białą, górną częścią ścian bocznych, od których pięknie odbija czerwień cegły i ceramicznych dachówek, z uroczą sygnaturką i bocianim gniazdem, gdzie co roku wykluwa się nowe życie, w niczym nie przypomina obskurnego, szarego budynku, wyglądającego niczym opuszczony barak. Teraz z zewnątrz i wewnątrz wszystko jest odnowione i dopieszczone w każdym detalu, każąc myśleć nie tylko o wydanych na ten cel pieniądzach, ale również o ogromnej ilości pracy, jaką włożono w tę renowację. 


Kiedy pisałam o ponownym pochówku Mikołaja Kopernika, nie wspomniałam nic o identyfikacji jego szczątków i rekonstrukcji twarzy na podstawie znalezionej czaszki, więc na początek powyżej zamieściłam wykonany przez mnie kolaż z jego trzema wizerunkami, na różnych etapach życia. Pierwszy i drugi wykazują wyraźne podobieństwo, natomiast trzeci przedstawiający człowieka w podeszłym wieku, jest wyżej wspomnianą rekonstrukcją.
Dodam jeszcze, że  poszukiwania grobu astronoma trwały od dawna, gdyż w kolejnych pokoleniach było duże zainteresowanie tym tematem (nawet Napoleon maszerując na Moskwę zawitał do Fromborka i zlecił swojemu oficerowi stosowne poszukiwania, skądinąd bezskuteczne). Trudność polegała na tym, że brak było wskazówek, gdzie dokładnie został pochowany astronom, jednak mimo to, w 2004 roku podjęto jeszcze jedną próbę, tym razem zakończoną powodzeniem. Polscy uczeni na prośbę prepozyta katedry postanowili jeszcze raz rozpocząć poszukiwania, tym razem koło ołtarza św. Krzyża, gdyż to nim opiekował się Kopernik za życia a tradycja nakazywała pochówek kanonika w pobliżu jego ołtarza. Istotnie w tym miejscu w krypcie znaleziono szczątki kilku osób; antropolodzy dość szybko wykluczyli większość z nich, gdyż nie zgadzał się wiek zmarłych, natomiast zainteresowała ich czaszka, która prawdopodobnie była czaszką mężczyzny w wieku około siedemdziesięciu lat, jakiej szukali uczeni. W laboratorium kryminalistycznym wykonano rekonstrukcję twarzy na podstawie tejże czaszki i uznano, że może to być twarz tej samej osoby co na wcześniejszych portretach wielkiego astronoma  Problemem było wyodrębnienie DNA do porównania, co dałoby ostateczny dowód na prawdziwość tej teorii, Próbowano odszukać szczątki wuja Kopernika, Łukasza Watzenrode lub jego żyjących krewnych, niestety ta ścieżka zawiodła. Na szczęście, wiedząc że w bibliotece w Uppsali znajduje się księgozbiór uczonego zrabowany w trakcie potopu szwedzkiego, spróbowano tam poszukać śladów biologicznych z nim związanych. Faktycznie, wśród kart jednej z ksiąg znaleziono jego włosy, w tym dwa z cebulkami, dzięki czemu udało się wyodrębnić DNA. Porównano je z DNA z kości długich znalezionych wraz z czaszką i uzyskano wynik pozytywny, co jednoznacznie potwierdziło, że są to poszukiwane szczątki Mikołaja Kopernika. Jak pisałam w poprzednim poście, w 2010 roku dokonano ich  uroczystego złożenia w krypcie fromborskiej katedry, lecz tym razem w oznaczonym grobie i ze stosownym epitafium.

Na koniec chcę napisać parę słów o ławeczce Mikołaja Kopernika na zrewitalizowanym ryneczku Fromborka. Pomysł na tę instalację jest bardzo oryginalny, ponieważ układając kostkę brukową użyto ciemniejszego koloru do wytyczenia kształtu orbit układu słonecznego a w miejsce planet ustawiono półkoliste ławki. Na trzeciej od środka ( ponieważ trzecią orbitę zajmuje Ziemia) umieszczono rzeźbę z brązu przedstawiającą wielkiego astronoma, który patrzy w stronę Wzgórza Katedralnego,  gdzie spędził trzydzieści trzy lata życia i dokonał swego wiekopomnego odkrycia. 
Nie mam pewności, czy powinnam tu  podzielić się refleksją, jaka mi się nasunęła w związku ze spiżowym pomnikiem Kopernika, dziełem Mieczysława Wetlera, widocznym na zdjęciu tytułowym. Jest on pięknie usytuowany u stóp Wzgórza Katedralnego i nie chcę negować jego wartości artystycznej, jednak muszę powiedzieć, że postać patrząca w kierunku Mierzei, mimo woli skojarzyła mi się nie tyle z astronomem, co z Krzysztofem Kolumbem, marzącym o odkryciu nowych lądów...

Więcej zdjęć można zobaczyć w albumach>
 


piątek, 29 marca 2024

Życzenia z okazji Świąt Wielkanocnych.




Wszystkim czytelnikom,
i zaprzyjaźnionym blogerom
z okazji 
Świąt Wielkanocnych 
przesyłam  najserdeczniejsze życzenia tego co najlepsze - rodzinnego szczęścia, zdrowia i dobrego nastroju. 
Niech te Święta będące symbolem Zmartwychwstania, przyniosą Wam dużo radości i jak najwięcej miłych chwil w gronie bliskich.

Elżbieta (sukienka w kropki)

niedziela, 24 marca 2024

Warmia. Frombork, wnętrze katedry.



Jak pisałam na zakończenie poprzedniego posta, tym razem mam zamiar skupić się na wnętrzu fromborskiej katedry, które robi naprawdę ogromne wrażenie, bo aczkolwiek niezbyt spójne stylistycznie, jest pełne pięknych, historycznych detali. Katedra jest kościołem halowym, bez transeptu, z pięcioprzęsłowym prezbiterium w kształcie prostokąta, oddzielonym od korpusu nawowego "łukiem tęczowym", wysokim, ostrołukowym przejściem. Ośmioprzęsłowy korpus główny także ma kształt prostokąta, podzielonego na trzy nawy dwoma rzędami kolumn. Gwiaździste sklepienie w nawie głównej jest ośmioramienne, wspiera się na czternastu kolumnach, po siedem kolumn w każdym rzędzie; natomiast sklepienia naw bocznych są również gwiaździste, lecz sześcioramienne. Na sklepieniu, dzięki terakotowym dekoracjom  są wyraźnie widoczne żebrowania, wydobywające  jego rysunek, co wygląda bardzo pięknie i potęguje wrażenie głębi. Sklepienie i kolumny pokrywa neogotycka polichromia, wykonana w XIX wieku przez Justyna Bornowskiego z Elbląga w czasie przygotowań do obchodów pięćsetlecia katedry. Przeprowadzono wtedy liczne prace rekonstrukcyjne i konserwatorskie, min. wymieniono większą część posadzki i witraże oraz zlikwidowano zbędne przybudówki na zewnątrz.

Witrażowe okna katedry od strony północnej są dwudzielne a od południowej trójdzielne, z laskowaniami i maswerkami pochodzącymi z XIX wieku. Obecne witraże, choć stylowe, są dziełem współczesnym, bowiem większość z nich uległa zniszczeniu w czasie ostatniej wojny, a to co z nich ocalono, można oglądać w Muzeum Katedralnym i w dwóch oknach od strony południowej. Wystój katedry jest w przeważającej części barokowy, ponieważ w I połowie XVII wieku, w czasie pierwszej wojny polsko - szwedzkiej, większość pierwotnego wyposażenia i  precjozów została zrabowana przez wojska Gustawa Adolfa. Szwedzi wykazali się wyjątkowym barbarzyństwem i wywieźli wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość,  w tym również archiwum oraz bibliotekę z manuskryptami i księgami Mikołaja Kopernika. Sytuacja powtórzyła się po niemal dwudziestu latach, podczas drugiej wojny, zwanej potopem szwedzkim, jednak tym razem najeźdźcy skupili się raczej na dewastowaniu miasteczka.  Mimo to, fromborska katedra  jest pełna pięknych dzieł sztuki i rzemiosła, w przeważającej części XVII - wiecznych, natomiast z wcześniejszych okresów zachowały się przede wszystkim płyty nagrobne i epitafia, krucyfiks na łuku tęczowym oraz wspaniały, późnogotycki poliptyk. Moją uwagę zwróciła piękna, neogotycka figura Madonny, znajdująca się przy jednym z filarów, którą wykonał niemiecki rzeźbiarz Fuchs, pracujący w Kolonii. Co ciekawe, w materiałach źródłowych  znalazłam informację, że artysta wzorował się na Madonnie Bolońskiej z tamtejszej katedry. Wiedziona słuszną ciekawością szukałam zdjęcia pierwowzoru rzeźby, jednak nigdzie nie znalazłam najmniejszej wzmianki na jej temat. Natomiast faktem jest, iż w katedrze w Kolonii istotnie jest podobna figura, ale znana jako Madonna Mediolańska, kopia wcześniejszego dzieła, zrabowanego w Mediolanie przez Fryderyka Barbarossę. Jej podobieństwo z Madonną z Fromborka nie jest uderzające, różni je poza oraz kolory polichromii, natomiast zbieżność polega na atrybutach Dzieciątka i Marii w postaci regaliów i pięknie drapowanej szacie Matki Boskiej. Madonna z Fromborka to dzieło dużej urody o bardzo szlachetnym wyrazie, jednak mnie urzekło wyobrażenie Baranka Eucharystycznego i rzeźby zdobiące cokół, przedstawiające trzy prześliczne aniołki. Ich słodkie, dziecinne buźki są tak urocze w swojej ekspresji, że trudno się oprzeć wrażeniu, iż jest to rzeźba portretowa a jej twórca wzorował się na dzieciach, na które patrzył z miłością.

Zanim Katedra doznała uszczerbku z rąk Szwedów, było w niej ogółem dziewiętnaście ołtarzy, którymi opiekowali się poszczególni kanonicy. Po zakończeniu działań wojennych zostały tylko dwa z nich, ołtarz główny i ołtarz dziekana Konopackiego. Pierwszym kanonikiem, który przystąpił do odbudowy powierzonego sobie ołtarza, był Mateusz Montanus, pozostali kanonicy nie byli równie skorzy do wydawania niemałych w końcu pieniędzy, dlatego też ówczesny biskup Szyszkowski, surowo ich napominał z tego powodu i nawoływał do przyśpieszenia prac. Obecnie w katedrze znajdują się dwadzieścia trzy ołtarze, w przeważającej części barokowe. Większość z nich, ( poza ołtarzem głównym, umieszczonym w prezbiterium i dwoma ołtarzami znajdującymi się w kaplicach bocznych) znajduje się przy ścianach i kolumnach, a ponieważ w większości są one bardzo ozdobne i bogato złocone, jak już pisałam na wstępie, wnętrze katedry sprawia naprawdę wielkie wrażenie. Ponieważ z braku miejsca i dobrego oświetlenia nie udało mi się zrobić przyzwoitych zdjęć wszystkich dwudziestu trzech, ograniczę się do opisania tych, które mogę również zilustrować. Najstarszy z nich, to późnogotycki poliptyk, ufundowany przez wuja Kopernika, biskupa Łukasza Watzenrode, wykonany w Toruniu w 1504 roku, który do połowy XVII wieku pełnił rolę ołtarza głównego. W jego centralnej części mieści się figura Madonny z Dzieciątkiem w otoczeniu ojców kościoła. W awersach skrzydeł bocznych umieszczono sześć scen z życia Marii, niestety, cztery z nich zostały nieodwracalnie zniszczone. W początkach XX wieku poliptyk poddano konserwacji, wtedy też w jego  predelli umieszczono neogotyckie hermy, przedstawiające święte niewiasty.  Pozwolę sobie dodać w tym miejscu małą uwagę odnośnie postaci Dzieciątka, która wydaje mi się dość dziwna. O ile Madonna zgodnie z oczekiwaniami jest uroczą, młodą dziewczyną, to mały Jezus nie jest przedstawiony, jako pulchne  niemowlę, które byłoby tu bardzo na miejscu, lecz jako chłopiec (sądząc z proporcji głowy i ciała) co najmniej sześcioletni, jednak wyraźnie zminiaturyzowany do rozmiaru nadającego się do trzymania na rękach przez matkę. Widzę w tym jakąś niespójność, jednak nie wykluczone, że był to celowy zabieg rzeźbiarza, niosący jakieś nieznane mi przesłanie


Barokowy ołtarz główny, który zastąpił poliptyk, powstał w połowie XVII wieku z inicjatywy biskupa Grabowskiego wg. projektu Franciszka Placidiego, włoskiego architekta i rzeźbiarza, pracującego w Polsce. Nastawa jest wykonana z marmuru w trzech kolorach a w jej centrum umieszczono wielki obraz pędzla Stefana Torellego, przedstawiający Wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny. U szczytu łuku tęczowego, oddzielającego prezbiterium od głównej nawy, wisi zabytkowy gotycki krucyfiks, natomiast po lewej stronie, tuż za  prezbiterium, umieszczono ołtarz św. Antoniego. Jest to epitafium a zarazem wyraz zadośćuczynienia dla biskupa Rudnickiego, którego pochówek został znieważony i zniszczony przez Szwedów. Biskup został uwieczniony na ołtarzu, bowiem to jego przedstawił rzeźbiarz w postaci klęczącej pod krzyżem.


W tym akapicie chcę napisać parę słów o czterech ołtarzach, wyróżniających się efektowną snycerką i bogatymi złoceniami. Jednym z nich jest ołtarz św. Marcina, ufundowany przez kanonika Jerzego Marquarta w 1649 roku. W części centralnej umieszczono obraz z początku XVII wieku, przedstawiający pokłon trzech króli a w górnej mniejsze malowidło, gdzie ukazano nawiedzenie św. Elżbiety. 
Manierystyczny ołtarz św. Augustyna z połowy XVII wieku, ma drewnianą malowaną nastawę, pięknie rzeźbioną, o dyskretnych złoceniach, gdzie wśród zdobiących ją postaci zobaczymy świętych Augustyna, Grzegorza, Hieronima i Barbarę. Centralną część ołtarza wypełnia obraz nieznanego malarza, jednak być może rozpozna go ktoś, kto był w Rzymie lub interesuje się malarstwem, ponieważ jest to kopia Madonny dei Pellegrini Caravaggia, którą można zobaczyć w kościele San Agostino. 
Ja natomiast bez trudu skojarzyłam pierwowzór Ukrzyżowania z ołtarza Świętego Krzyża, gdyż jest to dość wierna kopia, wczesnego obrazu jednego z moich ulubionych malarzy, Antona Van Dycka. Ołtarz pochodzi z pierwszej połowy XVII wieku, powstał z fundacji kanonika Andrzeja Zagórnego a wykonano go w Królewcu w warsztacie Michała Döbla. 
Jednak najbardziej zapadł mi w pamięć ołtarz św. Bartłomieja, ufundowany przez kanonika Macieja Mateusza Montanusa, o którym wspominałam powyżej. Choć nie jestem wielką miłośniczką baroku, urzekł mnie nie tyle gustowną polichromią i dużą ilością złoceń, co przede wszystkim wspaniałą i subtelną snycerką. Umieszczono na nim postacie czterech ewangelistów o uduchowionych obliczach  a na szczycie figurę Chrystusa Zmartwychwstałego. Jednak ja przede wszystkim zwróciłam uwagę na  urocze główki aniołków oraz subtelnie wykonane wizerunki mężczyzn i kobiet z chustami udrapowanymi na piersiach, o niezwykle zindywidualizowanych rysach twarzy. Te prześliczne detale, choć w zasadzie służące jedynie wypełnieniu pustej przestrzeni, tak nielubianej przez artystów baroku, nie tylko mnie urzekły, ale wręcz skradły moje serce. Ołtarz zdobią dwa piękne obrazy, przywiezione z Włoch przez ich fundatora, kanonika Jerzego Fryderyka Konigsegga. Na górnym znajduje się wizerunek  św. Bartłomieja, natomiast dolny jest wzorowany na obrazie Carla Maratty z rzymskiego kościoła Chiesa Nuova i przedstawia apoteozę św. Filipa Neri. Jak napisałam powyżej, ten tak bogaty i wspaniały ołtarz wzniesiono wspólnym wysiłkiem dwóch kanoników, którzy chyba postanowili dać przykład innym dostojnikom i jako pierwsi przyczynili się do ozdobienia kościoła po wojennych zniszczeniach.



Bardzo pięknym ołtarzem jest także wczesnobarokowy ołtarz św. Mikołaja z 1640 roku, nieprzesadnie ozdobny, wykonany z ciemnego marmuru, z którym mocno  kontrastują białe alabastrowe postacie aniołów i tarcze z herbem Ogończyk, którym pieczętował się jego fundator, biskup Działyński. W części centralnej początkowo znajdował się obraz z wizerunkiem św. Karola Boromeusza, lecz w XVIII wieku zastąpiono go dziełem pędzla nieznanego malarza, który prawdopodobnie wzorował się na podobnej kompozycji Carla Maratty. Obraz został przywieziony z Rzymu przez kanonika Piotra Ruggieri i przedstawia Madonnę z Dzieciątkiem, adorowaną przez św. Karola Boromeusza i św. Katarzynę Bolońską. 
Również marmurowa z alabastrowymi elementami jest nastawa ołtarza św. Michała Archanioła, ufundowanego około 1640 roku, przez kanonika Wacława Kobierzyńskiego. Na szczycie ołtarza widnieje Pomian, herb fundatora, pod nim pierwotnie znajdował się obraz przedstawiający Michała Archanioła namalowany na desce, jednak w 1877 roku zastąpił go obecny, pędzla A. Wysockiego. Próbowałam rozwikłać tajemnicę imienia artysty i nie jest wykluczone, że był to Antonin Wysocki, człowiek o bardzo ciekawym życiorysie, malarz i pierwszy znany z nazwiska, polski dagerotypista portretowy.
Późnobarokowy ołtarz św. Judy Tadeusza i Szymona, został ufundowany w ostatnich latach XVII wieku, przez kanonika Szymona Aleksego Tretera. W  nastawie z ciemnego marmuru, z licznymi  elementami zdobniczymi i rzeźbami wykonanymi z alabastru, umieszczono dwa obrazy, przywiezione z Rzymu w pierwszym dziesięcioleciu XVIII wieku. Duży centralny obraz przedstawia koronację Matki Boskiej w otoczeniu świętych a w zwieńczeniu, na mniejszym obrazie, można zobaczyć Anioła Stróża.

Pominę tu ołtarz z kaplicy biskupa Szembeka, ponieważ mam zamiar napisać o niej w ostatnim poście o zabytkach Fromborka.




Manierystyczny ołtarz św. Stanisława Kostki z 1640 roku ufundował biskup Szyszkowski, wspólnie z przewodniczącym kapituły, Wojciechem Rudnickim. Ołtarz wykonano z  bogato złoconego drewna z ciemnymi elementami, zdobią go liczne ornamenty i główki aniołków, a w niszach i na belkowaniu umieszczono figury świętych Wojciecha, Stanisława, Piotra i Andrzeja. Centralny obraz wykonany przez nieznanego malarza, przedstawia mistyczną komunię św. Stanisława Kostki i jest datowany na II połowę XVII wieku.
Wczesnobarokowy ołtarz św. Tomasza z ciemnego polichromowanego drewna, zwraca uwagę dwiema kolumnami oplecionymi przez winorośl i licznymi zdobieniami. Obraz centralny datowany na drugą połowę XVII wieku, pochodzi z pracowni w Wielkopolsce i przedstawia Madonnę z Dzieciątkiem oraz św. Bogumiła i patrona Warmii, św. Wojciecha. 
Ołtarz poświęcony św. Wawrzyńcowi ufundował w trzecim ćwierćwieczu XVII wieku kanonik Jan Kazimierz Wołowski, jest on wykonany z drewna, polichromowany i złocony. Wzniesiony w  stylu rozwiniętego baroku, jest bardzo ozdobny i dość ciężki, lecz mimo wszystko  harmonijny, z wielkim, centralnym obrazem przedstawiającym Marię Magdalenę ( jest to XX-wieczna kopia pierwotnego obrazu z drugiej połowy XVII wieku) i drugim, nieco mniejszym w górnej części z wizerunkiem św. Piotra  
Manierystyczny ołtarz poświęcony św. Rozalii i św. Karolowi Boromeuszowi,  ufundował w 1640 roku biskup Mikołaj Szyszkowski, jako votum z ocalenie diecezji od szerzącej się zarazy. Jest wykonany z ciemnego oraz różowego marmuru i ozdobiony alabastrowymi detalami; uważa się, że jego dwa obrazy prawdopodobnie pochodzą z Włoch. Mniejszy jest dość wiernym wizerunkiem św. Karola Boromeusza, natomiast większy z  nich, namalowany na blasze miedzianej i  przedstawiający św. Rozalię, czasem jest przypisywany warmińskiemu malarzowi Piotrowi Kolbergowi, ale nie ma na to jednoznacznego potwierdzenia.
Podobny stylistycznie jest wczesnobarokowy ołtarz Matki Boskiej Nieustającej pomocy i św. Jana Chrzciciela. Jego fundatorem był dziekan kanoników kapituły,  Stanisław Bużeński. Wykonano go z marmuru w czterech kolorach z alabastrowymi figurami, przedstawiającymi świętych Stanisława, Kazimierza i Wojciecha. Wizerunek  w ołtarzu przedstawia Matkę Boską Śnieżną, to pochodząca z XVII wieku włoska  kopia  obrazu z rzymskiego kościoła Santa Maria Maggiore, natomiast w górnej kondygnacji jest przedstawiony Jan Chrzciciel z barankiem.




Katedra Fromborska oprócz ołtarzy może się poszczycić wspaniałymi organami o pięknym, barokowym prospekcie, pochodzącymi z 1684 roku. Obecny instrument jest drugim z kolei, ponieważ pierwszy, zbudowany  na początku XVI wieku, padł łupem najeźdźców podczas pierwszej wojny szwedzkiej. Jednak te nowe organy na przestrzeni wieków również były wielokrotnie remontowane i przerabiane. W czasie II Wojny Światowej zostały bardzo poważnie uszkodzone, przywrócono je do stanu używalności dopiero w latach 60-tych XX wieku, jednak prace nad odtworzeniem ich wszystkich walorów zakończono dopiero w roku 2013. Mówiąc o instrumencie, nie miałam na myśli jego obudowy, czyli empory i prospektu, ponieważ  te zachowały się w stanie oryginalnym, choć oczywiście również one kilkakrotnie były poddawane pracom renowacyjnym i konserwatorskim, koniecznym dla zachowania ich piękna w należytym stanie. A jest o co dbać, ponieważ obudowa to prawdziwe dzieło sztuki. Dekorację malarską wykonał Jerzy Piper z Lidzbarka Warmińskiego, wzięty malarz działający na Warmii w okresie baroku, jednak z tego co wiem, całość zaprojektował pochodzący z Królewca rzeźbiarz Krzysztof Peucker. Co ciekawe, Peucker uczył się zawodu w królewieckim warsztacie Jana Krzysztofa Döbla, więc nie wykluczone, że jego mistrz był synem lub krewnym Michała Döbla, twórcy fromborskiego ołtarza Świętego Krzyża, o którym pisałam powyżej. Inną ciekawostką jest to, że Peucker jest twórcą nastawy ołtarza głównego i niezwykle pięknego prospektu organów w  Świętej Lipce. Tak czy inaczej, nieco mniejsze organy fromborskie również zasługują na uwagę, dzięki bardzo efektownej dekoracji, gdzie przeważa kolor kobaltowy, wspaniale podkreślony przez liczne złocenia, srebro i brąz piszczałek. Bez wątpienia, te kolory przewodzące na myśl błękit nieba i blask słońca a także malowane i rzeźbione wizerunki aniołów, dobrze współgrają z niebiańskimi dźwiękami organów, jednak nie będę się rozwodzić nad ich opisem, ponieważ zdjęcia, jakie zamieściłam, dość dobrze pokazują ich styl i urodę.
Chciałabym jeszcze wspomnieć, że podczas ostatniej wizyty w katedrze, ja i Marta miałyśmy okazję wysłuchać koncertu organowego, który dał wspaniałe świadectwo nie tylko kunsztu Arkadiusza Popławskiego, organisty fromborskiej katedry, ale także potęgi i pięknego brzmienia samego instrumentu oraz wspaniałej akustyki kościoła.





Oczywiście w katedrze nie brakuje płyt nagrobnych i epitafiów. Najstarszym jest średniowieczne epitafium dziekana kapituły warmińskiej, Bartłomieja Boreschowa, który notabene był też lekarzem Konrada von Jungingena, wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego ( brata Ulricha, wielkiego mistrza spod Grunwaldu). Epitafium prawdopodobnie powstało około roku 1425 i w owym czasie z racji swej formy tonda, było wielką rzadkością na terenie Polski. Malowidło przedstawia Marię z Dzieciątkiem i św. Magdaleną, patronką lekarzy a u ich stóp artysta namalował  postać zmarłego, w pozycji na klęczkach i ze złożonymi rękami.
Oczywiście, nie może tu zabraknąć opisu epitafium Mikołaja Kopernika, wielkiego astronoma, który we Fromborku pracował nad swym wiekopomnym dziełem a w 1543 roku zakończył ziemską wędrówkę. Pierwsze epitafium, dziś nie istniejące, powstało jako fundacja biskupa Kromera w roku 1580, natomiast to, które widzimy obecnie, ufundowała Kapituła katedry w 1735 roku.
W katedrze jest jeszcze jedno ważne miejsce; nieopodal ołtarza Świętego Krzyża, którym Kopernik opiekował się za życia, po niemal dwóch wiekach  poszukiwań, odbył się ponowny pochówek jego niemal cudem odnalezionych szczątków. Miało to miejsce 22.05.2010 roku, od tego pamiętnego dnia  trumna Mikołaja Kopernika spoczywa w krypcie pod posadzką katedry. Ponad nią,  na filarze umieszczono nagrobek ze stosownym napisem, stelę z czarnego marmuru, gdzie symbolicznie przedstawiono układ heliocentryczny. Ponad kryptą jest niewielkie, przeszklone okienko, przez które można zajrzeć do jej wnętrza i zobaczyć trumnę astronoma z jego portretem na wieku.

W katedrze są jeszcze dwa epitafia, z którymi wiążą się moje bardzo osobiste wspomnienia. Te płaskorzeźbione płyty z ciemnego marmuru, zostały wykonane na zlecenie dwóch członków fromborskiej kapituły jeszcze za ich życia, więc kiedy zmarli, dodano jedynie jedynie datę zgonu.  Ciekawostką jest to, że obydwaj mieli ten sam zamysł, epitafia są do siebie bardzo podobne a do tego obydwaj umarli w tym samym roku 1692. Pierwsze epitafium należy do  Zachariasza Jana Szolca, który pełnił funkcję kustosza, a drugie do dziekana kapituły warmińskiej, Stanisława Bużeńskiego. Płyty oprócz zwyczajowego napisu mówiącego o zmarłym, przedstawiają "Memento mori", Vanitas, jako wizerunek szkieletu z klepsydrą.  Z tymi dwiema płytami wiąże się moje wspomnienie z czasów, kiedy jako słuchaczka szkoły pielęgniarskiej byłam we Fromborku na jednej z praktyk. Jak pisałam w poprzednim poście, niejednokrotnie po wieczornym spacerze wraz z koleżankami  zaglądałam do katedry, żeby posiedzieć w jej mrocznym wnętrzu. Pewnego razu, krążąc wśród filarów i  ołtarzy, stanęłam na wprost Vanitas i mimowolnie wyciągnęłam rękę, dotykając wyobrażenia tego, co zostaje z człowieka, kiedy jego ciało zamieni się w proch. Niespodziewanie, w tym ulotnym momencie zupełnie inaczej pomyślałam o śmierci, że to nie jest tylko to, o czym uczono mnie w szkole, proces, jaki zachodzi w tkankach i procedura zawodowa do wykonania. W czasie moich licznych praktyk na różnych oddziałach, nie raz widziałam śmierć pacjenta; dla młodej osoby, niemal dziecka, było to bardzo trudne doświadczenie, ale szkoła dobrze mnie przygotowała do takich chwil i wydawało mi się, że potrafię się z tym zmierzyć. Jednak tym razem miałam wrażenie, że zrozumiałam prawdziwy sens śmierci, nie tylko w fizycznym, ale również duchowym i filozoficznym wymiarze. Dotarła do mnie świadomość kruchości ludzkiego bytu, także mojego, chociaż własna śmierć wydawała mi się tak niewiarygodnie odległa. To był dziwny moment, może właśnie wtedy po raz pierwszy poczułam ciężar dorosłości, gdy myślałam o tym, że jestem tylko jednym niewielkim elementem w następujących po sobie pokoleniach i o tym, że taka  sama klepsydra odmierza czas dla nas wszystkich, choć różna jest ilość piasku, jaki się w niej znajduje... 

Zdjęcia są opisane, jeśli ktoś chciałby przypisać je do tekstu, wystarczy najechać kursorem myszy na każde z nich. 

Więcej zdjęć z wnętrza katedry jest w albumie >

Dziękuję za odwiedzenie mojego bloga!
Komentarze czytelników są bardzo mile widziane, jednak ze względu na otrzymywany spam są one moderowane i w związku z tym, mogą się ukazywać z niewielkim opóźnieniem.